wtorek, 7 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście pięćdziesiąty.

robiąc mały dopisek do poniedziałku - pojawiły się w internecie trzydziestosekundówki wszystkich utworów z tysiąca słońc nowego albumu linkin parka. kiedy to słuchałem, nie wiedziałem, czy chce mi się płakać, bo wokalista tak zaciąga, czy też ta płyta jest tak słaba.

z przesłuchanych fragmentów spodobały mi się może ze trzy, w tym "WaK", który jest w całości na jutjubie i jest całkiem ok, choć do tego ich dziwnego brzmienia trzeba się dłużej przyzwyczajać.

no ale koniec o pierdołach.

rano okrutna pobudka o nieludzkiej godzinie, pakowanie, pożegnanie, każde w swoją stronę. kot znów w samotności na włościach, zatem ciekaw byłem jak on będzie znosił ponowną zmianę warunków kocio-społecznych.

posprzątałem, wymęczyłem futrzaka i udałem się do pracy, nadrabiać co się tylko da.

dzień w biurze udany, wręcz można powiedzieć że przepisowo odklepałem etacik i polazłem do domu. najciekawsza z tego wszystkiego była prezentacja chłopaków z technologią MRI (mogłem się kopnąć z tym skrótem, ale tak pamiętam).

do pokoju wchodziłem nieco na zapas wystraszony, ale na szczęście wszystko było idealnie. kot na skrzynkach obudził się wraz z otwarciem drzwi. niestety w jego jelitach panoszy się zaraza, toteż sra wodą, która daje ze sto razy lepiej niż takie normalne, zdrowe kupsko.

wrzuciłem na prędkości dietkę, zatem kot będzie się musiał zadowalać przegotowanym ryżem.

niestety, albo stety zabrałem do domu laptopa, co się wiąże z tym, że chciałem cośtam popoprawiać w kończących się zleceniach, a inna sprawa, że do piątku będę sam, to chociaż sobie baranka wieczorami pooglądam. iplex już odpalony, kot śpi, czas na dobranockę...

byle do piątku :*

1 komentarz: