piątek, 246.
jak się uprzeć, to jeden z najcięższych dni dotychczas.
rano zostaliśmy we trójkę. cały dzień na spidzie, stresie i w totalnym burdelu.
projekt nie widzi ciągle światła dziennego, rano nie mamy prawie nic do wrzucenia na plansze...
jakimś cudem zrobiliśmy z A i A na prawdę masę rzeczy i wszystko się udało. 23:15 - mail do drukarni z pdf'em. 23:55 - graiczny termin wysyłki.
końcówka była bardzo gorąca, ale przeżyliśmy tego wieczora katharsis, jakiego wszyscy pragnęliśmy.
do domu wracałem na piechotę w poczuciu spełnienia.
zbierając skrawki pamięci do kupy, gdzieś wcześniej zgubiłem fakt zapisania się na seminarium z Revit'a, a także dowiedziałem się, że nie ma czegoś takiego, jak alkoholizm.
w weekend pierdzielę wszystko, komp w robocie, należy się chwila spokoju!
Reklama ku końcowi!
13 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz