poniedziałek, 6 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście czterdziesty szósty.

piątek, 246.

jak się uprzeć, to jeden z najcięższych dni dotychczas.

rano zostaliśmy we trójkę. cały dzień na spidzie, stresie i w totalnym burdelu.

projekt nie widzi ciągle światła dziennego, rano nie mamy prawie nic do wrzucenia na plansze...

jakimś cudem zrobiliśmy z A i A na prawdę masę rzeczy i wszystko się udało. 23:15 - mail do drukarni z pdf'em. 23:55 - graiczny termin wysyłki.

końcówka była bardzo gorąca, ale przeżyliśmy tego wieczora katharsis, jakiego wszyscy pragnęliśmy.

do domu wracałem na piechotę w poczuciu spełnienia.

zbierając skrawki pamięci do kupy, gdzieś wcześniej zgubiłem fakt zapisania się na seminarium z Revit'a, a także dowiedziałem się, że nie ma czegoś takiego, jak alkoholizm.

w weekend pierdzielę wszystko, komp w robocie, należy się chwila spokoju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz