niedziela, 19 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście sześćdziesiąty pierwszy.

sobota.

pobudka w okolicy godziny siódmej, prysznic, spacer na fontanny. potem chwila na załatwienie zakupów - apteka, żabka, genial. długa, poranna herbata, w tle krzątająca się piękność.

biuro architektoniczne stało się moim drugim domem. pojawiłem się tam zaraz po tym, jak wykarmiłem sierściucha.

spędziłem tam generalnie cały dzień, próbując znaleźć się w dawno nie odwiedzanym kodzie strony targów. powiem szczerze, że ilość pracy przy stronie wielojęzycznej mnie przytłoczyła. w takim razie weekend z architekturą mijać się będą wzajemnie wielkim łukiem, może uda się nadrobić inne projekty.

czas wlókł się niemiłosiernie, aż w końcu nie czekając na telefon sam wyszedłem z biura. telefon zadzwonił chwilkę później, gdy byłem już w drodze. nie zauważyłem nawet, że przez cały dzień praktycznie nic nie zjadłem, było na odwrót - to mnie zjadła praca, więc zawitałem do zapomnianej farmy. wpakowałem w siebie wielkiego kebaba z frytami i byłem szczęśliwy.

późnym wieczorem już tylko chwila z kotem, głupie fragmenty z kosmo i można było iść spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz