piątek, 24 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście sześćdziesiąty szósty.

czwartek.

w archico byłem dopiero koło 14. folder pożarł mój czas, mimo że tak na prawdę niewiele przy nim siedziałem. więcej czasu poszło na oczekiwanie na maile i telefony z potwierdzeniem, niż na projekt.

umierałem z nudów, przeszedłem dwie gierki na dżomansterze, potem z nudów czytałem początki bloga. zdaje się, że momentami trochę przesadziłem z maskowaniem faktów, bo dość dużo czasu zajęło mi odszyfrowanie niektórych fragmentów. niekiedy dochodziłem do sedna dopiero w kontekście całego tygodnia. szukałem konkretnego fragmentu, jednak nie odnalazłem go. dopiero wieczorem w rozmowie wyszło, że to była jakaś sobota, czy niedziela, w każdym razie weekend. poszukam tego dziś raz jeszcze, może uda się złamać własny kod.

do późna siedziałem przy ekranie komputera oczekując na jednego, głupiego maila, który w końcu się nie pojawił, zatem zmęczony całym nieefektywnie spędzonym dniem, bez obiadu, udałem się do domu, zahaczając po drodze o fresza, gdzie zdobyłem niezbędne do naleśników produkty i ruszyłem smażyć.

podczas siedzenia w kuchni towarzyszyły mi reklamy na polsacie. usiłowałem obejrzeć film, który akurat leciał, jednak ciężko było się wczuć w wątki, kiedy co chwila w przerwie leciały "pomysły na", "najlepsze oferty" operatorów komórkowych i masa rzadkiego gówna, które męczy bardziej niż niejedna historia opowiadana po raz któryś z rzędu.

po północy nareszcie można już było usiąść razem do stołu. po późnej i tłustej kolacji małe przemeblowanie i opowiadając sobie różne czwartkowe historie poszliśmy spać.

nie ułożyłem sobie tego jeszcze w głowie, ale pewien fragment tego dnia dał mi do myślenia, zdaje się, że albo ja nie nadążam za zmianami kulturowymi mojego pokolenia, albo coś poszło w złą stronę. przypomina mi się w takich momentach, że coś co stało się zwyczajne nie oznacza, że jest normalne. póki co pozostaję w tym wszystkim sobą, ale kto wie, jaki to będzie miało wpływ w przyszłości? tak to już niestety działa, że długotrwałe przebywanie pod presją chcąc nie chcąc wymusza zmiany. przełom 2009/2010 i cały ten rok jest tego najlepszym dowodem. dla potwierdzenia słuszności - nie tylko z mojej własnej perspektywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz