wtorek, 28 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście siedemdziesiąty.

poniedziałek.

jeden z gorszych dni, patrząc pod kątem nastroju.

punkt ósma siedziałem, jedząc pączki, na schodach przed drzwiami do zamkniętego biura. wystarczyło kilka minut cierpliwości, przyszła A i wpuściła mnie do środka.

spotkanie z dziewiątej przeniesione na godzinę piętnastą, zatem miałem sporo czasu. zresztą tego dnia właściwie przeżyłem dwa pełne etaty. na dwóch paczkach i kawie.

udoskonaliłem składnik mojego webmanager'a, pogrzebałem w temacie modelowania, obejrzałem kolejną porcję tutoriali. na spotkaniu wyklarowało się dalsze postępowanie w temacie projektu, a zarazem zostałem totalnie zdekoncentrowany. nie wiadomo jakie zadania teraz do mnie należą.

po południu właściwie mogłem iść do domu, ale kot został wykarmiony przez telefon, zatem zostałem dla towarzystwa.

wdałem się w głupi temat. odgrzaliśmy z F fazę na muzykę z senso. puszczałem sobie na jutubie dejwida guettę w futuringu z kidem cudi i można powiedzieć że zmontowałem kopię. dźwiękowo "dzieło-ksero" pozostawia wiele do życzenia, ale całość jest idealnie przekopiowana. przy okazji wyszło na jaw, jak "złożona" jest muzyka komercyjna - sklejanie utworu trwającego 3:29 zajęło mi ledwo godzinę...

---

w godzinach pracy F odgrzebał gdzieś w internecie ciekawy temat. wirus komputerowy. nietypowy. infekuje wszystkie komputery, ale na żadnych nie wyrządza szkód. no... oprócz komputerów na których zainstalowane jest oprogramowanie do zarządzania modułami elektrowni atomowych. niby wojny cybernetyczne to science fiction, którego przecież nie dożyjemy, a tu proszę.

kilka ważnych faktów - nieznane 4 luki windowsa wykorzystane jednocześnie w jednym złośliwym kodzie, złożoność wprawiająca w pewność, że to nie była amatorska robota, tymczasowy brak wykazywania aktywności. a co, jeśli np w określonym czasie wirus uaktywni się we wszystkich elektrowniach?


średnio uszczęśliwia fakt, że w niemczech wszystkie elektrownie tego typu są podatne na infekcję. to troszkę bliżej niż czarnobyl. i to nie jest jedna elektrownia.

najwyraźniej ktoś miał rację, że w internecie jest wszystko, bo najwyraźniej niedługo będzie tam też wojna - nie o "lubię to" przy zdjęciu z imprezy na facebooku, ale w kontekście prawdziwych, globalnych konfliktów i chorych interesów tak samo chorych rządów. mimo że teoretycznie kiedyś chcę mieć dzieci, w tej perspektywie zaczynam się nad tym głęboko zastanawiać...

---

wieczorem rozgrywka dla rozrywki, spacer w stronę fontann, a potem wieczorna spowiedź. dostrzegłem w swoim życiu dość ciężki etap - trwałem w nim, ale nie miałem świadomości uczestniczenia. nauczyłem się czegoś o szczerej rozmowie. chyba w ogóle uczę się mówić o tym, co czuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz