sobota, 18 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście pięćdziesiąty siódmy.

wtorek.

rano po kilku drzemkach wyłączyłem budzik, co skończyło się niemal godzinnym spóźnieniem. dojechałem na arkońską jakoś około 10:45, znów padało. dość niekonkretne spotkanie wydłużyło się, ale coś tam zostało ustalone.

zawczasu kupiłem więcej biletów, ale tym razem nie przydały się. zostałem podwieziony.

w pracy kolejne poprawki wizualizacji hali, na mailu wieść o przesuniętym terminie składania zgłoszeń na SZPAK'a, a wieczorem w esemesie pytanie o kraków. przemyślę i dam znać.

następnego dnia należało zanieść podania do dziekanatu, więc zająłem się papierkiem. kto by pomyślał, że jednak przez te 5 lat studiów dopadła mnie konieczność urlopowania...

dzień byłby się skończył jak każdy inny, jednak wieść o kocich pchłach rozbiła wieczór o wizytę u weterynarza.

młody został odrobaczony, dostałem preparat na odpchlenie, jednak trzeba poczekać 2 tygodnie, zanim w ogóle będzie można mu to podać. poza tym trzeba sobie do tego czasu radzić samemu z nowymi "mieszkańcami". koce, pościel, ubrania, wszystko poszło do prania, a kot został najpierw wyczesany z dodatkiem suchego szamponu, by później i tak trafić pod strumień wody. no ale co się dziwić. jak się wdeptuje we własny kał, to tak się to kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz