czwartek, 23 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście sześćdziesiąty piąty.

środa.

rano obiecana jajecznica ze smażoną cebulką i grzankami, ślamazarne włóczenie się do okolic południa, sprzątanie.

na arkońską przyjechałem sobie za darmo tramwajami. w końcu dzień bez samochodu, więc "święto" zobowiązuje. na spotkaniu włochaty lord i kobiece niezdecydowanie w podwójnej dawce. po godzinie byłem wolny, ruszyłem do biura, aby wdrożyć umówione poprawki zakupując po drodze dwa wifony, co by nie umrzeć z głodu.

i cóż. dość ciepły dzień wlókł się do samego wieczora. co miałem zrobić, zrobiłem, więc ucieszyłem się bardzo na wieść, że w moją stronę podąża kolacja. zaraz po niej wyskoczyliśmy do groty piwnej, posiedzieliśmy przy piwku wśród ludzi, ale zmęczeni pracą nie wytrzymaliśmy długo. hormon to już chyba nie jest miejsce dla mnie, mimo że w towarzystwie wśród którego siedziałem byłem najmłodszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz