wtorek, 7 września 2010

"nowy rok" dzień dwieście czterdziesty dziewiąty.

poniedziałek.

po tak uroczo sennym weekendzie ciężko było zwlec się z łóżka. w zasadzie żadnej motywacji aby iść do pracy, no może oprócz kilku ważnych zaległości, które wciąż muszę nadrobić.

w przerwie załatwiłem sprawę sprzed dwóch lat, przeciągając ją na kolejne cztery. gdzieś później krótka rozmowa o tebeesach, które nęcą ofertą, ale to wszystko jeszcze trzeba będzie sprawdzić.

o godzinie osiemnastej karmienie kota i ku memu zdziwieniu - już miałem wolne. powiem szczerze, że takie coś zdecydowanie bardziej mi odpowiada, kiedy o ustalonej godzinie po prostu odchodzę od komputera i nie mam do niego dostępu przez resztę dnia, pozbywając się pracy w domu.

w kamienicy przy placu zrobiło się dość tłoczno, bo to był, można powiedzieć, dzień powrotów. wspólne drinkowanie na resztkach wermuta, instalacja systemu u kolegi, a w trakcie średnio udana partia scrabble'i. nie wiadomo było, czy to wina źle wylosowanych literek, ciśnienia atmosferycznego, czy może przemęczenia, w każdym razie błądziliśmy w zakresie słów trzy-, cztero- i pięcioliterowych, a co jakiś czas na monitorze rosły paski postępu siódemki.

po tej męczarni umysłowej posiedziałem z A przy szklance, narzekając na życie w tym samym temacie, w którym narzekaliśmy z P, spotkanym na ulicy tego samego dnia. a gdy wróciła D, padła na prędce propozycja dość ciekawego wyjazdu w granicach pierwszych tygodni października. się okaże, czy to w ogóle wypali.

późnym wieczorem spacer pod bramę portową, małe zakupy jak zawsze.

ten nieporównywalnie inny dzień skończył się na sałatce, grzankach i klimatycznym winie, po którym notabene całkiem nieźle się śpi :)

---

adnotacja co do baranka shaun'a. otóż jest to serial godny podziwu - zdecydowanie skierowany do najmłodszych widzów, o czym świadczy choćby brak dialogów, zamiast których jest beczenie, szczekanie, piski, chrumkanie i bełkot farmera, a mimo wszystko prezentujący nieinfantylne poczucie humoru. podoba się.

baranka można obejrzeć na ajpleksie, a wiąże się z tym krótka anegdotka. w biurze po kolejnych godzinach spędzonych nad archicadem zdecydowaliśmy się na dłuższą przerwę i film. iplex zaoferował nam film z kobietą z karabinem zamiast nogi. podnieceni plakatem odpaliliśmy reklamę i zasiedliśmy do "biurowego kina". film zwie się "Planet Terror", filmu nie polecam, film skończyliśmy oglądać tak prędko, jak tylko ukazała się scena z wyciskanym przez lekarza wrzodem na języku. [dla mimo-wszystko-chętnych: http://www.iplex.pl/vod/p1564-planet_terror.html]

obrzydzeni filmem postanowiliśmy odreagować w drugą stronę. naszym oczom ukazała się plastelinowa owieczka, zatem, klik, klik, play... http://www.iplex.pl/vod/tv35-gatunek_tv,0.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz