piątek.
druga wyprawa nieco opóźniona. dzień wcześniej trzymała nas godzina umówionego busa, tym razem wyjście zależało tylko od nas, więc zrobiło się późno zanim w ogóle ruszyliśmy tyłki.
na celowniku były Duszniki Zdrój i niedalekie schronisko "pod muflonem". zjedliśmy tam flaczki, napiliśmy się i o 13:00 musieliśmy spadać, bowiem właściciele szykowali tam sylwestrową imprezę.
dalsza droga była ciekawa. na chwilę przez omyłkę zeszliśmy ze szlaku, ale dało to tylko ciekawy efekt, że zbiegaliśmy z góry w świeżym, nie ruszonym śniegu. niesamowita frajda.
tym razem odcinki były przeróżne, a końcówka to był długi spacer wzdłuż drogi.
kiedy dotarliśmy do Szczytnej, zaczęła się walka i pieczywo i alkohol. obskoczyliśmy lewiatana i okoliczny mały sklepik.
w internacie już wrzało. kuchnia oblegana, wprowadzony został system kolejkowy, a na naszym drugim piętrze rozpoczęły się przebieranki. fajny temat - sportowcy. była bokserka, tenisistki, był dżudoka, piłkarz i wielu innych. ja dzierżąc w jednej dłoni szampana, a w drugiej obręcz od śmietnika udawałem kubicę. pomagały mi w tym Kasiowe legginsy, kominiara pożyczona od I oraz własne rękawice.
imprezę rozpoczął wielki gar żurku, a następne zaczęło się szaleństwo na parkiecie.
w ruch poszły latarki, migające światełka, było na prawdę ostro!
niestety z pewnych przyczyn nie stawiliśmy się o północy na mroźnym placu przed szkołą, ale o tym nikt się stąd nie dowie, bo ten blog właśnie dobiegł końca.
udanego dwatysiącejedenastego!
Reklama ku końcowi!
14 lat temu