niedziela, 2 stycznia 2011

"nowy rok" dzień trzysta sześćdziesiąty pierwszy.

poniedziałek.

rano dość prężny rytuał - mycie, wczesny obiad, pakowanie i szybki marsz na przystanek.

w busie tłumy, na drodze śnieg i lód.

godzina czekania na pociąg. w miarę punktualnie. szukanie miejsc i spotkanie ze znajomymi - T i D.

wszystko szło gładko, dopóki coś nie walnęło. zluzował się przewód pneumatyczny od hamulca. 40 minut i usterka naprawiona. no ale jak coś się raz zepsuje, to już nigdy nie jest takie samo, choćby cuda działać. no i niestety. kolejna awaria, jeszcze jedna, aż w końcu decyzja o przerwaniu dalszej podróży.

w szczecinie byliśmy z trzygodzinnym opóźnieniem. wściekli, głodni, zmęczeni tłumem pociągu, do którego musieliśmy się przesiąść. na szczęście nie zmarznięci, ale - było duszno i miało to swoje niemiłe skutki.

szczecin główny nigdy jeszcze mnie tak nie ucieszył. wsiedliśmy w autobus i pognaliśmy do domu.

przez cały dzień imejle z życzeniami. urodziny.

wieczorem zaplanowane od dawna kino. TRON: Dziedzictwo.

wizualnie rewelacja, muzycznie majstersztyk. trochę niedosyt, jeśli chodzi o "trzyde", ale chyba znam przyczynę i zamierzam się wybrać raz jeszcze. generalnie polecam wszystkim fanom sci-fi. krótko opisując same wrażenia wizualne - piękny, wysmakowany i minimalistyczny czarno-biało-błękitno-pomarańczowy film.

warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz