niedziela, 2 stycznia 2011

"nowy rok" dzień trzysta sześćdziesiąty trzeci.

środa.

w pociągu w zasadzie nie dało się spać. przede wszystkim dlatego, że wszyscy uderzyli we wspólną rozmowę, poza tym ze względu na rychłą przesiadkę we Wrocławiu.

opóźnienia nie było wiele, zwiększyło się raptem do 20 minut, więc spokojnie czekaliśmy na nasz regionalny.

po krótkiej wizycie na dworcu tymczasowym wymienione bilety, moment oczekiwania i znów jechaliśmy. tym razem już o wiele luźniej. sporo miejsca, późna godzina. nie obeszło się bez snu.

w okolicach bardzo wczesnego poranka dotarliśmy do Kłodzka. zaspani wyszliśmy z pociągu i za chwilę byliśmy już przy kasach pekaesu. znów trochę czekania, ale w końcu zasiedliśmy w niewygodnym autobusie i pognaliśmy już bezpośrednio do Szczytnej. miejscowość doprawdy urokliwa, jednak mając na sobie kilka (-naście, -dziesiąt?) kilo bagażu, a za sobą niemal nieprzespaną noc - pierwsze wrażenia zostały bardzo zamglone.

po dwudziestu minutach spaceru wylądowaliśmy w końcu w internacie. ciepło i przytulnie, małe ogarnięcie miejsca, wypakowanie na tyle, aby dalej pójść spać. ekipa w góry, a my do łóżek.

pobudka w okolicy godziny piętnastej była dobrym pomysłem. zdążyliśmy z M i G podjechać pks'em do Polanicy Zdrój, gdzie odwiedziliśmy pijalnię wody, a następnie zahaczyliśmy o jakąś ciekawą knajpę, aby zjeść coś ciepłego.

długie siedzenie przy herbacie i grzanym winie, zupach i mięsiwach, a między nami fajna, kleista rozmowa. skakanie z tematu na temat. spędziliśmy tam chyba większość czasu, więc po szamie trzeba było od razu lecieć na pekaes.

gdy znów zawitaliśmy do ośrodka, cała ekipa była w komplecie, w pokojach królowały gry planszowe - scrabble, ryzyko, wysokie napięcie. przyłączyłem się do grupy podłogowej, podbijającej świat. po przegranej półtoragodzinnej partii chwyciłem za piwo i zdaje się że dość szybko poszedłem spać, bo następnego dnia pobudka miała nastąpić przed siódmą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz