niedziela, 26 grudnia 2010

"nowy rok" dzień trzysta pięćdziesiąty ósmy.

piatek.

wigilia.

po udanej, owocnej nocy spałem do bardzo późna. obudziłem się, ogarnąłem pakowanie prezentów, "załatwiłem" opłatek i poleciałem na niebuszewo.

książki, tak jak myślałem - cieszyły się zainteresowaniem. tak samo duo-butla. ja niemniej zadowolony. podjadłem barszczyku, pierożków, klusek z makiem. spróbować w miarę możliwości wszystkiego, ale byle by się nie nawpieprzać zbyt mocno.

udało się.

niestety potem czekała jeszcze druga wigilia, ale jakoś skończyło się na tym, że wcale nie trzeba było odpinać paska.

wieczorem ucięliśmy sobie z C pogawędkę, a potem, jako że spałem do piętnastej - zasiadłem do komputera celem rozrywki. i tu miła niespodzianka. na art arenie sprzedana koszulka. to miłe, kiedy osoba zupełnie nieznajoma wydaje 64zł (!) na tiszert z twoją grafiką. informacja wprawiła mnie w świetny humor, siedziałem więc dalej. wyszło na to, że była to wiadomość motywująca, bo prócz kol of djuti znalazłem w swojej głowie pomysł, który rychło zrealizowałem. już zapomniałem, jak miło jest zasiąść przed ekranem dzierżąc w dłoni piórko od tabletu, tworząc zupełnie dla siebie, zupełnie bez presji, tworząc z pomysłem. przywrócony smak weny, towarzystwo muzyki z TRON'u, którego tak bardzo nie mogę się doczekać i można było iść spać z poczuciem spełnienia. to dopiero pierwszy dzień, ale już mi się podobają te święta :D

żeby nie było tak super-kolorowo dodam, że kot znów rzygał. dwa razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz