wtorek, 14 grudnia 2010

"nowy rok" dzień trzysta czterdziesty siódmy.

miało też być śniadanie do łóżka i nie było inaczej.

jedyna taka okazja być może w całym życiu, więc mieliśmy nie spróbować? :D

niestety doba hotelowa dobiegała końca, więc wpadliśmy w szał pakowania, zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy na rynek.

spacerek spacerek, potem obiad w "podwórku maryny", by później trafić ze znajomymi na kazimierz do świetnej knajpy gdzie dają wspaniałe miodowe piwo i pyszne gorące kanapki.

zostaliśmy tam do późnego wieczora, później tylko szybkim krokiem (bo zimno) pobiegliśmy po bagaże i na dworzec by dowiedzieć się, że pociąg spóźni się najpierw "około 25 minut", a później nawet 50...

ludzi sporo ale udało się. sporo wagonów, więc znalazł się pełny wolny przedział, w którym rozwaliliśmy się każde po swojej stronie i poszliśmy w kimę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz