środa, 6 stycznia 2010

nowy rok dzień szósty.

zacząłem i nie skończyłem.

pisanie (z kimś lub dla siebie) pomaga ułożyć myśli. dlatego codziennie próbuję się przez te 15-20 minut wyżyć snując te wszystkie "mądrości", z których (idę o zakład) za kilka lat będę się naśmiewał w stylu "jaki to ja byłem głupi". człowiek jest debilem całe życie, przynajmniej patrząc z perspektywy za-dwa-lata.

next. ostatnio strasznie filozofuję, no ale to całe skupianie się na pierdołach sprawia, że zaczynam się nad wszystkim zastanawiać.

choruję. przeziębienie, nie żaden kancer. "biorę witaminy" - jakaś słodko-kwaśna oranżadka w wielkich tabletkach. biorę bo wierzę, że to pomoże. samo wzięcie leku, nie proszek czy pigułka. wszystko to się sprowadza do placebo, które jakby się mocno skupić pewnie mogłoby doprowadzić do tego, że człowieka zacznie drapać w gardle od pastylki gripeksu (mój ulubiony).

z rozmowy z O wyciągam kolejną fascynującą wskazówkę na ten rok - nie przejmować się głupotami w stylu "noszenie komórki w kieszeni powoduje bezpłodność". nawet jeśli, to co z tego?myślę, że jakbym miał załapać np raka to nie od okrutnego, czyhającego na mnie aspartamu z gumy do żucia, już prędzej od atmosfery Hormona, którego uwielbiam i nie mam zamiaru przestać tam chodzić. przynajmniej nie w 2010.

jeśli czegoś nie robicie, bo dbacie o zdrowie, zakładam się z każdym, że są gorsze rzeczy, które na bank rezają Wasze organizmy zdecydowanie bardziej. nie jesteście się w stanie od nich uwolnić. to nie tak, że nie umiecie - nie chcecie. i ja też nie chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz