sobota, 9 stycznia 2010

nowy rok dzień dziewiąty.

and while our blood's still young
it's so young, it runs

zaczarowałem się tym utworem, nawet jak nie leci to w głębi odtwarzam sobie melodię, słowa...

rysunek dziś bez Z. również bez M. od dawna bez M. czasem czuję że coś przez to straciłem, ciągnę dalej ten wspólny projekt a momentami mam wrażenie że to już zupełnie nie jest to samo.

tak... taka chwila refleksji o co mi w tym wszystkim chodzi i na czym najbardziej zależy. nie wiem, ale to pewnie nie ma znaczenia, "life..."

oczywiście dzień bez perełek dniem straconym. plany na wieczór były dość mdłe i oczywiste, na szczęście znalazły się osoby, które to skutecznie zburzyły. nie widziałem E 2 lata. na skajpie z drugą E napisała tylko "placieju, wpraszamy się", co nawet nie pozostawiało miejsca na moją zgodę czy nie, co akurat bardzo mi się spodobało, rzadko się teraz spotykam ze spontanicznymi odwiedzinami. piwko, pizza, gapienie się na siebie jak na duchy, słowem, prawdziwe spotkanie po latach ;)

z tego wszystkiego chyba i tak spacer był najlepszą częścią. zresztą jak małe dzieci widzą za dużo śniegu to inaczej nie może się stać. białe szaleństwo, a na pożegnanie symbolicznie każdy wgryzł się (parokrotnie) w śnieżkę, którą lepiłem całą drogę. zjedliśmy całą. żaden rarytas, ale przeżycie godne uwagi ;)

a teraz już powrót do rzeczywistości w milionach kolorów monitora, aby jakoś na siebie zarobić. skreślanie kolejnych ajtemów z listy jest doprawdy pocieszające.

2 komentarze:

  1. ale żeby nie jeść żółtego śniegu, nie muszę Ci przypominać? Asik.(podpisuję się,żeby nie było, że całkiem anonimowo)

    OdpowiedzUsuń
  2. żółtego się nie tykam, ma się te żelazną zasadę ;)

    choć w pewnym momencie zrobiło się nieprzyjemnie bo rozgryzłem coś twardego. na szczęście przypomniałem sobie, że to kawałek sopla który próbowałem wbić w śnieżkę ;)

    OdpowiedzUsuń