pasztet wszem i wobec.
tajgery się kończą, a pracy nie ubywa, przeciwnie, lista z dnia na dzień puchnie i ma się doprawdy nie najlepiej, o czym świadczy wypisujący się BIC! a w końcu po całym świecie krążą plotki, że prędzej się zgubi BIC'a (czy to dułgopis czy zapalniczkę) niż wyczerpie. muszę sprawdzić, czy aby nie dają za ten wyczyn miliona dolarów, jak w przypadku męskiej ciąży.
dzień mega obfity. rano odbył się wielki finał wielkiego szoł peweksa, ale zanim to nastąpiło spędziłem sporo czasu nad zagadką tysiąclecia - GDZIE JEST DO CHOLERY MÓJ INDEKS!?!? byłem na 120% pewny, że go zabierałem z dziekanatu, pamiętam dokładnie jak się po niego tam wybrałem, przy okazji zgarniając OPR za nie odebraną decyzję o stypendium. no i piszę do ojca, który pojawił się około 06:30 na necie, aby zeskanował pokój (obecnie mojej siostry, kiedyś "nasz") i zdał raport z poszukiwań. jak się później okazało - cała rodzina o tej przepięknej porze dnia szukała mojego indeksu, za co wszyscy są dozgonnie wdzięczni. ja swoją drogą wykonałem podwójny i wytężony skan własnego miejsca pobytu, również zakończone fiaskiem.
przechodząc błyskawicznie do meritum - pojebały mi się delikatnie dokumenty - w dziekanacie odbierałem legitkę, nie indeks...
tą świadomość nabyłem niestety drogą doświadczenia empirycznego, po fakcie. wcześniej nie byłem w stanie sobie wyobrazić, że widok indeksu może mnie tak uradować.
finał teleturnieju peweksa oczywiście był wielkim wydarzeniem. ten człowiek nawet indeksy wypisuje angażując w to grupę 10 osób (tak tak, miałem przyjemność się załapać). no ale przynajmniej z tej całej nieziemskiej komedii tyle pożytku, że każdy dostał szybko z powrotem swoją książeczkę z tabelkami wypełnionymi najróżniejszymi mgr dr i prof.
mimo dającego się we znaki wyczerpania byłem jednak w stanie zrobić jeszcze dwie rzeczy. 1 - jakimś cudem po tylu latach przypomniałem sobie jak się wykonuje podwójną transformację w celu wykazania rzeczywistej miary kąta między dwoma zadanymi płaszczyznami. 2 - już nie z takim sukcesem, ale wybrałem się i wytrzymałem wykład prof. dr hab. inż. arch. z CADa, jednak moja prezencja niestety poległa. nie polecam spać siedząc naprzeciw osoby, która wygłasza mądrości.
---
tyle uczelni. potem odwiedziłem psa, u którego (jakaś zmowa?) pojawiła się cała reszta mojej rodziny. tam dokonałem żywota i padłem na kilka godzin regenerującej drzemki. przy okazji zgarnąłem paczkę, która dziś przyszła. rzucając krótkimi przechwałkami - cd DIGIT-ALL-OVE i tripyl wajnyl THE BIG PINK z mega wypasienie wydanym remiksem na różowo czarnym placku - na jednej stronie remiks, na drugiej graficzka nadrukowana lakierem UV - miód. focinki poniżej
a no i co do pasztetu - skończył mi się wczoraj, więc znów wyląduję na kanapkach ze srem żółtym.
Reklama ku końcowi!
13 lat temu
Powinieneś zjeść wreszcie konkretny obiad!
OdpowiedzUsuńjuż nawet chyba nie muszę się podpisywać.
nawet nie napisze, że to JA powiedziałam, że indeks jest w dziekanacie, że to JA odebrałam ta boską paczkę, bo inaczej walałaby się po ekpsedycji UP ileśtam i nie napisze, że to JA obudziłam go z tej 'drzemki', bo spałby do tej pory i nic pożyczecznego nie zrobił łącznie ze zdjeciami swojego boskiego vinyla a co najważniejsze - dałam cynk o cieście mamusi. jednym słowem ŚWINIO zapominasz o najważniejszej osobie tego dnia!
OdpowiedzUsuńpoza tym jutro wpadam z mandarynkami hahah :D
-barbakan