sobota, 23 stycznia 2010

nowy rok dzień dwudziesty trzeci.

nie wylądowałem w końcu w hormonie. za to odwiedziłem shitty-hole, co w sumie jak by nie patrzeć jest mocno w temacie dnia wczorajszego. w sumie poszedłem ledwo na 2 drinki, ale warto było. to co się tam działo to była istna tragikomedia. nie lubię się śmiać z czyichś nieumiejętności, ale tu już na prawdę nie było miejsca na inną reakcję. żeby było śmieszniej przyłączyliśmy się z dziewczynami do tych wszystkich gibkich ludzi na parkiecie, ale wytrzymaliśmy może ze 20 minut hiphopu, rapu, arenbi i innych pochodnych. każdy się wyszalał i żenadzie stało się zadość.

dzień był obfity w moje wspaniałe zajęcia co oznacza ni mniej ni więcej kolejne długie godziny przy komputerze, którego już szczerze nienawidzę. no ale udało się zakończyć projekt strony, którą razem z samym zainteresowanym projektowaliśmy dłuuugi czas (nie tylko przez mój ale i jego nadmiar zajęć). początkowe wytyczne z czasem się mocno zmieniały, no ale dobrnęliśmy - efekt końcowy można oglądać pod adresem http://handsinpockets.pl - serdecznie zapraszam do odwiedzin. (przy okazji - wszystkie moje dzieła małe i duże które da się olinkować będę umieszczał z lewej strony bloga w "projektach i realizacjach")

po tym jak już zmęczyłem kilka potężnych problemów z akszynskriptem zabrałem się za rewelacyjnie odprężające karty inwestycji, o których wiele mówić nie będę, nie są tego warte. zaznaczę jedną rzecz i wystarczy - uczelnia, peweks - i wszystko jasne.

w przerwie między kartami udałem się na wspomnianą wódkę z sokiem porzeczkowym, natomiast gdy już zakończyłem uczelniane zaległości... położyłem się spać mimo posępnych dwunastu puszek tajgera czekających jedna po drugiej na swoją kolej. rano czekały na mnie zajęcia - mój rysunkowy azyl, itd, dlatego lepiej było wypocząć, bo kolejne dni będą coraz to bardziej wymagające.

rano mimo siedmiu godzin snu czułem się jak zwłoki, ale rysunek szybko mnie obudził. powtarzam to zawsze i do znudzenia - uwielbiam te 3 godziny totalnego relaksu (a teraz nawet 4 w ramach odrabiania). Była oczywiście Z, P i A. O chora lub też studniówkowa, więc nie tym razem, ale jej miejsce szybko wypełniła równie ekstrawertyczna R. plan był taki, że miała być kawa i spotkanie po tym wszystkim, no ale wyszło jak zwykle - sesja więc nikt nie ma czasu - przynajmniej oficjalnie ;P ŁAJZY!

no a teraz już powrót do rzeczywistości - ukończenie kart, pleciuga, mediateka... jak zwykle lista pełna pyszności. a propo - lecę spożyć jakąś kanapencję.

żegnając się w stylu sitihola, w którym moja noga z własnej woli nigdy więcej nie postanie - ELO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz