niedziela, 17 stycznia 2010

nowy rok dzień siedemnasty.

a jednak. chwila porannej frustracji związana była ze znaczącą zmianą w zleceniu, które odbywa (jak przystało na ostrą zimę) poślizg trwający już 3 dni.

no ale na dobre. przynajmniej tyle w tym pociechy, udało się wykonać wcześniej kulawe elementy w na prawdę profesjonalny sposób. pozostało jeszcze sporo pracy, ale sam fakt pośredniego sukcesu jaki odniósł w tym momencie projekt napawa mnie optymizmem, zamiast frustracją (tak jak rano, kiedy dosłownie można było czekać aż się rozbeczę jak małe dziecko, które już ma dość ćwiczeń z ortografii...)

...

co do poprzednich dni... totalnie pojechany okres. 39 godzin bez snu (tak tak, projekt daje w kość). nie było to jednak 39 godzin pracy - około 30stej godziny wybrałem się na doskonały koncert DIGIT ALL LOVE - Natalia Grosiak to po prostu anioł... koncert musiałem zaliczyć, bo już raz mnie ominął, na szczęście repertuar w 13 muzach jest gęsto upakowany i digitalki przyjechały ponownie. no ale już hormon po koncercie to był wypad z własnej woli. i to niezbyt normalny. biorąc pod uwagę w sumie ponad półtorej doby bez snu - impreza z szaleństwem przy głośnej muzyce i przy 6ściu desperadosach potrafi powalić.

i powaliła. koło 3ciej juz było na tyle gorąco, że nie mieliśmy problemów, aby mazać po sobie długopisem. szczecińskiemu HOTMAGAZINE'owi też się dostało... każde zdjęcie obmalowane w nieprzyzwoity sposób, jak jacyś gimnazjaliści!

rano to już w ogóle nie mówię co się działo bo wstałem równo z tym jak Z przyszła prowadzić ze mną zajęcia... na szczęście wyśmienite towarzystwo rewelacyjnie wyleczyło mnie z hengołweru i wieczorem... znów wybierałem się na imprezę. miało być kulturalnie - 3h w alter przy dramach. było kulturalnie 5h w alter i 3h w hormonie, potem kurnik i 5:30 w domu.

no i rano już wspomniana frustracja

z wczorajszego hormona - Freeland - Strange Things:


rewelacja ogólnie, choć nadal nie mam pewności czy to na pewno ten sam utwór co w klubie.

jakkolwiek ten dzień się nie zaczął (podobnie do 1 stycznia...), to jednak nie skreślając go przed zachodem dobrze zrobiłem - jest całkiem przyjemnie.

gdyby tak jeszcze było z kim na piwo pójść... intensywne życie towarzyskie jest bardzo uzależniające. zresztą jak się spotyka tak miłe osoby jak K to co się dziwić prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz