poniedziałek, 8 marca 2010

nowy rok dzień sześćdziesiąty siódmy.

wczoraj.

rower (15min/8,0km/1127kJ/p154). potem out, spagetti w miłym gronie znajomych i nieznajomych od strony P, złota myśl (cytuję: zawsze lepiej szerzej niż wężej), potem wyjaśnianie pewnych spraw, szczera obietnica i powrót do domu. pełny pęcherz. nie tylko mój. zamiast zrazów - leczo. poważna rozmowa z deklaracjami, a potem ni z dupy ni z pietruchy jakaś totalna abstrakcja powodująca chcąc nie chcąc długotrwałe opóźnienie w zasypianiu. bezsenność przerywana 1 sezonem nowego nieustraszonego. powrót do dzieciństwa. Hasselhoff, KITT. ogółem dziecięce marzenia przywrócone do życia.

stara wersja


wersja odświeżona. mrrrrr


ech... łezka w oku i kolejny pożeracz czasu wolnego.

dziś z kolei pobudka o 8:30 - rower (15min/7,8km/985kJ/p151). kilka codziennych innych czynności, potem wykład. w drodze na uczelnię przywrócona do życia książka. miasto białych kart zdecydowanie ciężkie do czytania. nie dość że tematy poruszane bardzo ogólnie, ale jednak ściśle polityczne to jeszcze napisane tak niewygodnie, że na wykładzie już niestety się z czytaniem pożegnałem. no ale cóż się dziwić. zdanie (od kropki do kropki) które się ciągnie przez dwie strony to dla mnie zdecydowanie za dużo. poza tym pięciostronicowe akapity są po prostu niewygodne, ot co... na pocieszenie dowiedziałem się wieczorem, że istnieje książka napisana jednym zdaniem, dlatego w tym momencie moje narzekania się kończą.

po wykładzie spotkanie z P. rozmowy o życiu. bardzo poważnie momentami, ale tak można tylko z dobrym przyjacielem. potem kwiatki i zabawa w dostawcę życzeń. kwiatków suma sumarum dziewięć, nie wszystkie niestety wręczane osobiście.

całe popołudnie i wieczór to było zdecydowane świętowanie, mimo dość powściągliwej formy. ale to już nie czasy, że liczy się otoczka. szybko wyjaśniony abstrakt, obiecane zrazy, zielona herbata, muzyka, rzut kapciem na odległość, draże i prezenty z papieru toaletowego "z duszą". wszystko zakończone karafką w teinie. dzienkujemy, a w prezencie paczuszka całkiem niezłej, przynajmniej zapachowo, herbaty.

miała też dziś miejsce jakaś mądrość, której jak zwykle nie zapisałem, toteż skutecznie o niej się zapomniało. jeśli była tego warta i wróci, nie omieszkam zapisać i światu oznajmić.

nowe plany - za jakiś czas do roweru dołączy bieganie, a póki co jutro zaczynam dzień śniadaniem z kawą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz