wczoraj ciężko. jakieś zakupy, potem inwentaryzacja zdjęciowa piasta, plenerowe autografy z T, żelki w kwaśnej posypce, kanapeczki, herbatka i adam sowa sztuk dziesięć.
były ambicje żeby pójść spać wczeeeśnie... wyszło tak, że po krótkiej rozmowie na gadu z J nie było opcji. ingejdżment łajn w dłoń i misja ratunkowa. pomijając powód - było bardzo miło. białe półwytrawne - mało ale pysznie. bordo 2003, którego nie wyobrażałem sobie kiedykolwiek otworzyć. ta okazja była chyba najbardziej odpowiednia. potem czerwone. kolejne dwa korki do kolekcji A. do tego masa przekąsek i ciężkie tematy. skutek raczej pozytywny. położyłem się o trzeciej zapominając o zaparzonych po raz drugi liściach. lodówkowy skarbiec cenniejszy o kaszankę.
wczesne budzenie się jest ok. zdrowo. ale dziś to była przesada. wpół do szóstej. koszmar. po kilku drzemkach śledź, rower na piątce (15min/8,8km/622kJ/p154), graczyk i nutella. drugie śniadanie z kawą i liściastą. potem dosypianie itp.
to przewspaniałe trzy-i-półgodzinne spanie sprawia, że wszystko mnie boli, źle się czuję i nic mi się nie chce.
miłego dnia.
Genialny kawałek ! stary album też jest w fajnym klimacie
OdpowiedzUsuń