sobota, 27 marca 2010

"nowy rok" dzień osiemdziesiąty szósty.

wczoraj innowacje. z rana bieżnia (15min/3+2+1/2,4km). o dziwo bez kolki. rower (15min/9,8km/690kJ/p160). potem jakieś pierdy i na wieczór rowerem po mieście. długo, bo trzeba wliczyć kolejną zaliczoną masę krytyczną. na koniec prawie się zabiłem o krawężnik "u podnóża" pewnej górki. grill, piwko, dobre towarzystwo, a mimo wszystko myślami błądziłem po tundrze pytań. pytań bez żadnej odpowiedzi w zasięgu wzroku. no ale ogółem bilans dnia na plus wraz z pokonaniem głównej misji. wieczorem rozmowa o targach, plakat z wiosną w tytule, a po pracy spondżbob i kolejne mederaño. wciąż bez kieliszków. how to disappear completely.

rano jak co dzień otworzyłem oczy koło siódmej. dokończyłem co miałem zrobić, trochę dospałem. właściwie to doleżałem. z uśmiechem. cztery godziny zajęć z O i P. było jakoś wyjątkowo zabawnie. a przy okazji chyba udało się przebić pewien mur. po warsztatach, bogatszy sam osobiście o pewne nowe doświadczenia złapałem jakiś hamulec. nie mogłem się wydostać z ciągnących się niemiłosiernie prostych czynności. strata czasu. zupełny brak kontroli.

okazało się, że jestem niemal w stu procentach człowiekiem wyprowadzonym od rodziców. nie wyobrażałem sobie tego, jak to będzie. wyszło na to, że samo się stało. bez niczyjej decyzji, raczej z potrzeby chwili i ze zbiegu różnych okoliczności.

starzeję się. pastowałem buty. poza tym ostatnio wszystkie "prace domowe" wykonuję z marszu, nie zastanawiając się nawet czy mi się chce, czy nie. trochę jak tymczasowo spełnione marzenie o spokojnej starości. zresztą P powiedziała dziś, że moje wczesne wstawanie jest, jak na wzór pięćdziesięciolatka - spowodowane prawdopodobnie chęcią korzystania z życia, po tym, jak się je dotychczas marnowało śpiąc zbyt długo i trwoniąc niepotrzebnie długie godziny.

1 komentarz:

  1. Łelkam intu ze riel łorld.

    Ja już półtora roku mieszkam sam ;)

    OdpowiedzUsuń