rano kolejna dzika pobudka o siódmej, telefon do zapracowanej G w ramach zamawianego budzika, krótkie dosypianie i potem cały dzień walki z inwentaryzacją kwartału. w głowie ciągle dyplom i brak towarzystwa, które wyjechało do Torunia. co chwila nasuwa mi się coś w stylu daleko jeszcze?
no ale na szczęście człowiek nigdy nie jest do końca sam.
łotewer - po ogarnięciu materiałów na em-gie-er pojechałem 75 na uczelnię. w autobusie spotkałem M, z którą cośtam pogadałem o dyplomie, już na uczelni chwila oczekiwania na nadejście doktora P, potem budująca korekta, następnie szaleństwo z plakatami i naklejkami art party i ruszyłem z powrotem w stronę centrum. odwiedziłem dawno nie widzianą E, poznałem jej G, miły gość. wspólna pizza, egzotyczne sprzątanie, dyskusja o przyzwyczajeniach i dziwactwach, do zobaczenia. za 3 tygodnie jej już tu nie będzie.
weekend czas zacząć. teraz już osiemnaście po północy, więc lepiej to brzmi, bo to już środa, zatem wraca dziś, a nie jutro.
olałem rower, trochę mi z tym źle, ale z tego co mówiła pani z akwarium - powinno dziś być nawet do dwudziestu stopni, co dla mnie oznacza co najmniej dwie godzinki w plenerze na dwóch kółkach
jakkolwiek jednak, niech sobie nawet pada śnieg, ja chcę już wieczór...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz