środa, 10 marca 2010

nowy rok dzień sześćdziesiąty dziewiąty.

od śniadania do śniadania. całkiem przyjemna rutyna, mimo że dość wymagająca.

wczoraj rower totalnie bez pośpiechu, wręcz leniwie (15min/6,2km/784kJ/p127). piekarnia, żabka, parzenie kawy, a potem spacerem w stronę jasnych błoni.

po powrocie do domu dyplom. fajnali! zacząłem oficjalnie i zupełnie na poważnie przy tym grzebać. przez jakieś 2-3h preparowałem podkład geodezyjny spośród setek słabo uporządkowanych obrazków. raz - jestem w posiadaniu całkiem zacnej legendy podkładów, dwa - mam dość znacznie zakrojony w skali urbanistycznej podkład otoczenia piasta.

skończyłem, przyjąłem gościa, wypiłem kolejna kawę i umówiłem się na obiad. tym razem kurczak w miodzie... arystokracja pełną parą, chyba przestaję być studentem...

wieczorem kino. alicja 3d. technicznie film pozostawia wiele do życzenia, ale szacun za te zeschizowane postaci i cały porypany świat. potem ptipari, piwo ciemne, piwo jasne, trudne tematy w stylu dziewczyn z ośrodków wychowawczych, a potem debata na temat snów i spania pojmowanego w znaczeniu procesu życiowego.

potem spacer w okolice kordeckiego. stwierdzając, że wstawanie o ósmej to przesada K postanowiła si wyspać. zatem dzisiejsza pobudka - ósma osiem. schemat wchodzi w krew. wczesna pobudka, piekarnia (tym razem chałka), żabka, czajnik i obiecane na piśmie odsmażane kopytka :)

a teraz już siedzę w swoim odkurzonym w trakcie pisania (chyba dla lepszego ułożenia myśli) pokoju i za chwilę kontynuuję budowę modelu czyde otoczenia na dyplom.

miuego dnia. jeszcze tylko partyja kłejka przed pracą i potem stropowe wycinanki do wieczora :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz