wtorek, 15 czerwca 2010

"nowy rok" dzień sto sześćdziesiąty trzeci.

sobota. kac. przeogromny. nawet jeśli również moralny, to mocno przyćmiony tym pohormonowym.

Z na zajęciach sama, ja odleżywałem. długo. cały dzień wycięty z życia, dopiero wieczorem udało się zrobić coś pożytecznego, aby zapamiętać sobotę.

fajerwerki. hm. czekania sporo, a wątpliwej przyjemności 5 minut, tudzież zamiennie - czas na spożycie nieco zimnego hotdoga.

poza tym wcześniej od dawna upragniona wata cukrowa. łyżka cukru za 5 złotych, i jak to pisał Byrecki w Chrzcie - z tego wszystkiego chyba patyczek najdroższy. no ale różowa, słodka, źle ukręcona, także klimat jak za dawnych lat.

i wszystko. wieczorem ból głowy ustał.

aaaaa! no i zdążyliśmy na możdżera. gdyby nie strefa V.I.P. to może nawet można by było tego słuchać, a tak - połowa Wałów zastawiona... pustymi krzesłami :/

ps. ketonal miesza w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz