niedziela to kontynuacja mojej kulinarnej manii. tym razem placki ziemniaczane w ilości odpowiedniej na syty obiad i kolację dla dwóch osób. zaznaczam, że nadal studentów.
także, że tak powiem, dobrze się dzieje, no, przynajmniej w kuchni.
finansowo na krawędzi, ale jakieś tam bliższe perspektywy są, toteż przeżyję. po prostu czas znów na jakąś chwilę odstawić imprezy i będzie okej.
ogólnie łikend dość mocno wypoczynkowy, zatem teraz zabieram się do bardziej wytężonej pracy. czeka dyplom, czeka podanie o wrzesień, czeka jedna, czy dwie - strony internetowe. poza tym klaruje mi się w głowie obraz nowej, przeprojektowanej ART Party. zaczyna to w końcu jakoś konkretnie wyglądać.
parę drobnych czynności już w niedzielę wykonałem. wieczór jednak był filmowy. kładąc się spać miałem w perspektywie jakieś 7-8 godzin odliczania do wycia budzika. w końcu rano wykład, ale przygotowałem się i na to. na stoliku prócz portfela, kluczy i telefonu położyłem książkę Byreckiego. Wielki Chrzest Ziemi zapewne uratuje mnie od marnowania czasu jakim jest siedzenie w 124 na piątym roku architektury, tym bardziej, że jestem coraz bardziej ciekawy jakie treści będzie niosła w dalszych rozdziałach ta książka.
---
zastanawiam się nad tą nową formą notatek. opowiadanie tego co działo się wyłącznie w ramach wczorajszego dnia. opowiadanie o samym sobie w czasie przeszłym podczas gdy pewne fakty już się zdezaktualizowały. wygrzebywanie z głowy swoich odczuć po tym, kiedy pewne rzeczy już są mi znane, kiedy akcja potoczyła się już dalej.
jak choćby z tą książką, którą wczoraj wyłącznie postanowiłem zabrać na wykład, a dziś pisząc o tym mam ją już pchniętą o kilka rozdziałów dalej.
trzeba na prawdę stanąć obok ja-z-wczoraj, jak ktoś obcy, jak ja-z-dzisiaj, żeby napisać jestem coraz bardziej ciekawy jakie treści będzie niosła w dalszych rozdziałach ta książka po tym, kiedy już wiem, jakie to treści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz