wtorek, 1 czerwca 2010

"nowy rok" dzień sto pięćdziesiąty pierwszy.

pogoda ostatnio sprzyja drzemkom.

nie mogę momentami patrzeć jak świat wokół mnie, ten zupełnie osobisty, składający się z zaledwie kilku miejsc i paru osób, zaczyna gnić. tracę cierpliwość, uciekam w miejsca odosobnienia. mówię. zacząłem mówić głośno o tym co myślę, jakie są moje uczucia i czasem czuję jakby ktoś na siłę próbował tuszować sytuacje do których dochodzi na moich oczach, jakby ktoś bez słów próbował powiedzieć, że to zło konieczne. a mi jest zwyczajnie przykro.

jeśli to jest olewanie - zazdroszczę mocnych nerwów, a raczej dystansu. ale jeśli to przyzwyczajenie, odgórna zgoda na ten stan rzeczy, to przestaję to rozumieć. tym bardziej, że jakiś czas temu, prezentowane wartości były zupełnie przeciwne, lepsze. owszem, trudniejsze, ale dlatego, że dobre.

kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że zło jest prostsze, łatwiejsze do przyjęcia, wygodniejsze, ale też bardzo ograniczone. złe czyny można nazwać, sklasfikować, podczas gdy rzeczy dobre są ponad podziałami. mówiąc wprost - dobrym jest wszystko to, co nie jest złe. to niby oczywiste, ale do tego trzeba dojść po swojemu, bo zasadniczo nie da się inaczej tego określić jak tylko za pomocą negatywu. to jak orzeł i reszka, tyle że tylko zło jest tu definiowalne.

obiecałem coś i trzymam się tego, mimo że chętnie napisałbym o pewnych rzeczach zupełnie wprost, bez filozoficznego haszowania treści.

mimo wszystko wieczór udany, poranek podobnie. teraz siedząc na uczelni, czekając na korektę u dr P wpatruję się w nabazgrolony pomysł. w portfelu dwa złote, w żołądku pusto.

z dziennika - pierwsze wieści na temat czwartego szpaka.

152. miłego popołudnia.

1 komentarz:

  1. Trzeba było przyjść do siostry. Masz dożywotni dostęp do mojej lodówki ;)

    OdpowiedzUsuń