poniedziałek, 28 czerwca 2010

"nowy rok" dzień sto siedemdziesiąty ósmy.

niedziela.

"rano", w sensie koło 13 pobudka. blog z soboty. toteż tym większe wyrzuty, że tak późno wstałem, wystarczy przeczytać...

internetowe załatwianie, pakowanie, autkiem na obiad i meczyk w trakcie. niemcy-anglia, anglia-niemcy. może i nieuznana perfidna bramka, ale wynik końcowy robi swoje.

o 17, pierwszy raz od zeszłego września w kościele. dostrzegłem tak wielką zmianę światopoglądu, że trudno to opisać. będąc tam, jak by nie patrzeć - nowicjuszem, recydywistą, wypowiadałem kwestie liturgiczne z pełną świadomością, próbując utrzymać się w tempie paplaniny, klepania regułek w skokowym slow-motion, któremu ulega większość babć i dziadków i całej reszty tego kościelnego nadzienia.

aaaaa-lleee-luuuuujaaaaa.... aaaaa-lleee-luuuuujaaaaa.... aaaaa-lleee-luuuuujaaaaa.... aaaaa-lleee-luuuuujaaaaa....

przeciągane bezwiednie odpowiednią ilość razy, Bóg wie czy w ogóle ze zrozumieniem. oby.

kiedyś całe to zamieszanie zostało pięknie wyjaśnione przez ks. Leśniaka. teraz ten młody ksiądz, przyjaciel studentów, prawdziwy mentor - zostaje w końcu proboszczem.

wieczorem poprawki na pleciugowej stronie, potem spóźniony pociąg, wybuchające parówki, piweczko i lulu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz