poniedziałek, 21 czerwca 2010

"nowy rok" dzień sto siedemdziesiąty.

sobota.

rano rysunek. już niemal o nim zapomniałem, nie dość, że w czwartek mieliśmy dodatkowe spotkanie, to jeszcze ta moja ciągła niedyspozycja w kwestii określania jaki dziś dzień.

rysunek przeplatany mocno z projektem. dziewczęta się nie wykazały toteż nie byłem specjalnie miły. trzeba było trochę posmecić i pomarudzić, bo chyba ja czuję bardziej ich egzamin niż same zainteresowane.

po rysunku szykowanko do wyjścia na ślub.

spakowani, ubrani, pachnący, żadni tańców i kotleta wyruszyliśmy.

cywilny na zamku, potem busem do Pęzina. impreza na zamku, wokół piękny ogród, zajebista pogoda, świetne towarzystwo, doskonała organizacja. niczego nie brakowało, nie trzeba było o nic prosić, nie zdążyłem pomyśleć, że jestem głodny, bo ciągle było coś ciepłego na stole. wódka, soki, woda, kawa, ciastka, wszystko w ilościach przekraczających wymagania nawet najbardziej wybrednych. na parkiecie szaleństwo, zresztą wesele podwójne - na raz hajtały się dwie siostry, także była masa osób - w końcu to trzy rodziny.

i tak wesele trwało i trwało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz