poniedziałek, 12 lipca 2010

"nowy rok" dzień sto dziewięćdziesiąty drugi.

niedziela.

dzień z życia wycięty. zarobiony na śmierć. nawet wieczorem przy meczu siedziałem z notatkami i planowałem kolejne kroki w projektach.

frustruję się coraz bardziej przy dyplomie. sam już nie wiem o co chodzi, czy to ja się wypaliłem, czy może temat jest nie dla mnie? a może za dużo w tym wszystkim ambicji i auto-pressingu? właściwie chcę zrobić dobry projekt, bo wiem, że potrafię, ale tą doskonałą postawę burzy fakt, że ten zawód mnie już nie jara tak jak na pierwszy, roku - teraz zdecydowanie wolałbym do końca życia nie mieć z nim nic wspólnego, jeśli tylko Bóg da.

na odstresowanie późnym wieczorem piwko, a potem spanko i byle do poniedziałku, choć wcale nie zapowiadał się lepiej.

1 komentarz:

  1. Mam podobnie z dyplomem, zastanawiałam się czemu wybrałam taki ciężki temat, ciężki bo jest w nim zbyt wiele dowolności, mało granic, żadnych strzałek ewakuacyjnych, tylko zawieszone gdzieś w czasoprzestrzeni hasło "strefa kultury".
    Parę dni temu spojrzałam na mój dotychczasowy (marny) stan zaawansowania dyplomu i stwierdziłam, że nie chce mi się / nie umiem popchnąć tego dalej...

    OdpowiedzUsuń