piątek, 16 lipca 2010

"nowy rok" dzień sto dziewięćdziesiąty szósty.

czwartek.

kolejne życiowe doświadczenie, powinienem sobie zacząć zbierać znaczki dzielnego skauta. tym razem znaczek z nożyczkami. albowiem - obciąłem sobie włosy. oczywiście ze wsparciem, bo zostałem najsampierw przycięty, ale później cała robota wykończeniowa własnoręczna. efekt... cóż, no uznajmy, że przynajmniej nie jest mi tak gorąco w głowę.

drugie pół czwartku zepsute przez świadomość o poniedziałku, jaką nabrałem zupełnie przypadkiem. ale nie chce mi się o tym pisać.

wieczorem po pierwsze rozmowa ze współorganizatorami ART Party, potem obiadokolacja, po 22:00 amfiteatr. wspaniałe wydarzenie szopenowskie okazało się największą wakacyjną bujdą. nie dość, że muzyka z CD, to te wizualizacje gorsze niż z windows media playera. 5 minut i nas nie było.

końcówka dnia z butelką na deptaku. i wsio.

1 komentarz:

  1. Taaa... A przed robotą wykończeniową zdążyłam jeszcze usłyszeć, że Ci fryza sp...artoliłam. Po upływie dni kilku stwierdzam jednak, że gdybyś jakiejś gumy do włosów, żelu, pianki, lakieru zaczął używać, mając na głowie to, co Ci STWORZYŁAM, to byś wcale źle nie wyglądał ;) No, ewentualnie stawianie włosów na cukier wchodziłoby w grę. W ramach oszczędności ;P

    OdpowiedzUsuń