wtorek, 20 lipca 2010

"nowy rok" dzień sto dziewięćdziesiąty ósmy.

sobota.

rano szybkie pakowanie i wyjazd ze szczecina. od rana pogoda nie-tego co jak się później okazało - wyjechało razem z nami. cały dzień pod burzowymi chmurami daje w kość.

350 kilometrów w jakieś 8 godzin. okrutnie. a to dlatego, że po pierwsze - korek przed nowogardem. po drugie korki w innych miejscach, a po trzecie - próba jazdy na skróty z GPS'em, która skończyła się jeżdżeniem po jakichś polnych drogach i ostatecznie dobrnięcie do miejsca, które wg mapy istnieje, ale w rzeczywistości niekoniecznie. ślepa "uliczka" z napierdzielającym dziko deszczem - szybki odwrót, bo komórki już wysiadały, a pół mapy wyleciało nam przez okno.

miejsce mega urokliwe. chyba jedyne, które nie przypomina typowej polskiej miejscowości nadmorskiej, bo przynajmniej dla mnie jedyne, w którym można jechać ulicą tuż przy plaży. poza tym ten cypelek - rewelacja, lepszego miejsca nad morzem do wakacjowania chyba nie ma. no jeszcze tylko by się pogoda przydała, ale to najwyraźniej nie tym razem. mowa o Rewie - miejscowość nieco na północ od Gdyni.

przed występem sporo zamieszania, dużo deszczu, stąd zalany laptop i wkurzony akustyk. sam bym się wkurzył - sprzęt warty kilkadziesiąt tysięcy zalany wodą to mało pocieszające. ale jeszcze zanim nastąpił pogodowy kryzys dało się wysłuchać dwóch występów. pierwszy - pożal-się-boże lachon, "majnłodsza i najpiękniejsza wśród pracowników gminy" dała koncert. szczerze się nie będę wypowiadał, nie lubię być niemiły. drugi występ za to był bardzo na poziomie, dziewczyna zaproszona na ten wieczór chyba na zasadzie przeciwieństw względem tej pierwszej.

występ sobotni się jakoś udał, ale zupełnie nie wyszedł planowo. miał być plener, a skończyło się na jakiejś salce, świetlicy, łotewer. w każdym razie roboty to ja za wiele nie miałem, ale ludzie dopisali i wyszło dobrze. szkoda tylko, że skończyliśmy na chwilę przed północą, bo czekało na nas jeszcze 150 km do Chełmna. hotelik zacny, nie powiem, ale kilka rzeczy do zmiany - wszechobecne muchy i przykrótkie kołdry. no i ciepła woda w nocy by się nadawała całkiem.

gdzieś tam jeszcze w trakcie jazdy w stronę Rewy dość sporo przeróżnych sytuacji, które bez kontekstu pewnie już tak nie bawią, zatem pominę to i nawet nie będę sobie tego próbował przypominać. w każdym razie było ciężko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz