środa, 28 lipca 2010

"nowy rok" dzień dwieście siódmy.

poniedziałek.

czasowo drastyczne, jak zwykle, pakowanie i pędem na dworzec. w osobówce do świnoujścia znalazłem się w ostatniej chwili, na drugim końcu pociągu, bo jak idiota poleciałem na pociąg górą, zamiast dołem, no ale cóż - panika skróconego czasu na reakcję. jako że po przejściu części pociągu natknąłem się na jego koniec w samym środku - musiałem szybko wylecieć i przesiąść się o wagon dalej na stacji szczecin-port. potem już było ok. w poniedziałkowym metro opis masakry z parady miłości, którą zapewne wznowią pod inną nazwą i przez innych ludzi. i w zasadzie tyle pamiętam z samego przejazdu.

na miejscu w międzyzdrojach wypogodziło się, ale na szczęście nie było jakoś przeraźliwie gorąco. na plaży tłum. między wydmami a wodą było widać tylko ludzi, parasole i parawany. wzdłuż brzegu pełno fortyfikacji, kanałów i innych budowli z piasku. ruszyliśmy zatem na zachodnia plażę, dostępną z obrzeżnych części miasta, o wiele mniej zaludnioną, bo przeznaczoną na pobyt ludzi ze swoimi ukochanymi zwierzątkami. żadna kupa między palce się na szczęście nie wpakowała, było spokojnie, woda dość zimna, ale dało się wejść. godne zapamiętania ogółem - wejście oznaczone literą K - łatwo będzie zapamiętać :)

nadmorskie klimaty dość nudne, więc pojawiły się plany wrześniowe - praga i polskie góry. jak wyjdzie - się okaże.

o osiemnastej już siedzieliśmy w pociągu - raz, że tam na prawdę nie ma co robić, dwa, że esemesem przyszło wezwanie do pracy na szkolenie. zatem zmyliśmy się, aby na miejscu w szczecinie móc jeszcze zahaczyć deptak, wypić piwko (żywiec porter - znośnie :) ). potem z A i H rab, nocne gaworzenie w kuchni i w końcu kimka. ja na kanapie w kuchni oczekiwałem powrotu kobiety pracującej i jakoś około drugiej pojawiła się i można było w końcu zwlec się i położyć normalnie, jak człowiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz