dość ciężki poranek, w końcu po całym dniu w samochodzie spaliśmy może z 6 godzin i już trzeba było wstawać. na śniadanie zamówiliśmy sobie dwie jedynki, dwójkę z jajkiem i szóstkę. zestawy śniadaniowe obfite jak te muchy, toteż najedliśmy się i można było sunąć dalej. cel tego dnia - Lipsko - za Radomiem. zeszło szybko. droga elegancka, przejazd bez zakłóceń i na miejscu półtorej godziny wcześniej niż wskazywała nawigacja.
po drodze obgadane dość szczegółowo wspólne plany na po powrocie do szczecina.
na miejscu z kolei świetna pogoda na występ. sporo czekania i dość nieciekawe problemy techniczne, więc dobrze, że byliśmy wcześniej. sam występ wyszedł super, choć chłopaki już po mówili w samochodzie, że to i tamto do zmiany, bo plener, to nie teatr. no ale jak dla mnie to trudno coś tu wykombinować, kiedy program mają inteligentny, spójny i wysmakowany, a w plener najlepiej uderzyć z "kurwami", "pierdolami" i prostym żartem rodem z kawałów poprzedniego dziesięciolecia.
po występie prosto do auta, bo przed nami znów jakieś dwieście klocków. kierunek Warszawa, w której wszystko jest zamknięteee!!!
na szczęście P dzięki siłom nadprzyrodzonym zamówił pizzę z zamkniętej pizzerii, potem poszliśmy o zamkniętej stacji, by kupić zamknięte w butelkach piwko i poszliśmy do zamkniętego mieszkania P, aby przesiedzieć pół nocy dzierżąc w dłoniach na zmianę butelki i pady od iksboksa, w którym wszyscy zakochaliśmy się. trudno zresztą nie zakochać się w konsoli z taką grafiką wyświetlaną notabene przez projektor Full HD.
kładłem się spać, a zamykając oczy widziałem tylko zieloną murawę wirtualnego stadionu FIFY 10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz