praca nad targami wczoraj została przerwana w związku ze spotkaniem u D w ramach alternatywnych świąt. trochę nowych, trochę znajomych twarzy, ogółem towarzystwo zacne. niestety moja niewdzięczna i nieetatowa praca, ścigająca mnie nawet po nocach doścignęła mnie wczoraj o 21:00, gdy siedząc w fotelu, rozmawiając, jedząc pyszny tort i zapijając go winkiem zaznawałem wieczornego spokoju. został zburzony, o 22:00 już siedziałem przy komputerze. na szczęście determinacja z jaką przysiadłem do pracy sprawiła, że całość zakończyłem w niespełna półtorej godziny. jak widać ja też znalazłem motywację.
alternatywne zakończyły się nie gdzie indziej jak w hormonie. masa studentów. jedni imprezowali przedwyjazdowo, inni świeżo po powrocie do rodzinnego miasta. tam dokończyliśmy żywota spijając piwko, a nawet, mimo postu, tańcząc. no ale z tego co zostało mi powiedziane, to była ważna piosenka, a dla mnie zaszczyt - pierwszy raz tańczona z nie-bratem. pod koniec już siedząc tylko przy stoliku rozmowy. trochę z P, trochę z D, trochę z W. po drugiej udaliśmy się do domu.
mimo zaśnięcia w okolicach trzeciej w nocy obudziłem się o 06:40. poszedłem spać dalej. no ale było nie było budzik nadal działa.
w okolicach dziewiątej już tylko ostatnie chwile razem przed wyjazdem.
teraz przede mną już tylko tydzień w pojedynkę, zaznając "świąt" i pracując nad targami. czuję, że kolejny rachunek z ery znów przekroczy oczekiwania, choć nie lubię jakoś specjalnie bić takich rekordów.
jest południe. dzień dziewięćdziesiąty pierwszy "nowego roku".
ja tylko chciałam zaznaczyć, że czytam i jestem na bieżąco. :)
OdpowiedzUsuńparadoks, bo mi się czasem zdaje, że nie nadążam
OdpowiedzUsuńzawsze z boku (zboku!) jest łatwiej. :)
OdpowiedzUsuń