mezzo słabizna tym razem - problemy techniczne, mało ludzi, muzycznie też jakoś bez "szau".
hormon niewiele lepiej. no oprócz kwestii towarzyskich. sporo znajomych ryjków. w międzyczasie spór o zapalniczkę i rozmowa w 4 oczy z E. przestraszona wyjazdem.
dzień się skończył dobrze mimo drugiej wpadki na rondzie... w nocy brak muzyki, poza tym emocje wzięły górę i z nimi przegrałem.
a rano. cóż. nie wiem czy wiecie, że jest dziś - dziesiątego kwietnia - setny dzień roku 2010. w perspektywie żałoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz