piątek, 9 kwietnia 2010

"nowy rok" dzień dziewięćdziesiąty ósmy.

spaaaać! niby mogę rano napisać, ale nie będzie mi się chciało. zatem szybki zbiór faktów.

ostatnia nocka przy targach. folder wysłany na minutę przed czwartą, potem spanko i poranny stres, bo na 12:00 termin druku. jak to zwykle bywa, druk został przełożony na dzień kolejny, co było wynikiem masakrycznych opóźnień ze strony wystawców, dla których paradoksalnie wystąpienie w katalogu jest interesem, więc nie wiem dlaczego połowa tych tekstów została dostarczona po czasie... uroki projektowania poligrafii...

no ale w tej chwili, stojąc nad kompem i składając się do snu już wszystko przeszło oficjalną weryfikację i jeśli nie dojdą rano żadne spóźnione ochłapy, folderek się będzie smażył w drukarni.

ogółem rzecz biorąc dzień minął na robieniu niczego. niby kończyłem folder, ale tak na prawdę 95% czasu to było czekanie na kolejne materiały. w końcu z nudów i kuszony słoneczną pogodą olałem sprawę i wyruszyłem na rower do... donikąd. jeździłem. ot co, dla samego jeżdżenia. mogę śmiało i z lekkim szokiem powiedzieć, że nigdzie nie dojechałem. 3 godziny pedałowania żeby nigdzie nie dotrzeć.

ała... kręgosłup wygięty jak u gekona, zatem streszczam się. wieczór jako wisienka na nieudanym torcie - niezależnie co pod nią - jest najsmaczniejsza. gingersik, słodycze i wspólne słuchanie nagrania z zeszłego wieczoru.

poczuj bluesa, poczuj czekoladę. dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz