dziś z kolei pełen frustracji poranek. po 3 tygodniach znów na uczelnię. zdążyłem się odzwyczaić od bycia studentem. dziesiąty semestr po prostu rozleniwia, ale... bierzemy się z B i B w garść i mamy zamiar zrobić pracę konkursową KOŁO na rozgrzewkę przed dyplomami. poza tym, cóż, pewo szoł jak zwykle porywający, potem krótka dyskusja na temat jednego z dyplomów wywieszonych na korytarzu i tyle jeśli chodzi o czas spędzony na uczelni.
zaraz potem zakupy - kerf, turzyn. krępująca rozmowa szybko przywołana na dobry tor. wspólne pichcenie obiadku. po kurczaku z sosem koperkowym delikatna siesta i na 1630 rower z B. w okolicach bezrzecza rozmowa wywołująca pieczenie uszu i dalej już tylko prosto do domu. no, może nie do końca, jeszcze po drodze zahaczony bankomat i szarych szeregów. mimo że pogryziony - wywołał uśmiech, który uwielbiam.
wieczorem drugi obiadek na kolację i teatr telewizji. recytacja pamiętników ofiar katynia.
w okolicach dziesiątej już siedziałem w tramwaju. w kanie poznałem legendę. na koniec dnia spacer z kłamstwem o temperaturze. a teraz czas spać. dużo świeżego powietrza robi swoje.
dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz