ale po kolei.
po pierwsze chwilę po wczorajszej notatce telefon od T z informacją sprowadzającą do gruntu. zderzenie marzeń z rzeczywistością. no ale temat aktualny. potem rozmowa, serial, a potem każdy w swoją stronę.
pogoda w kratkę. bardzo drobną kratkę. minuta słońca, minuta zachmurzenia, minuta deszczu, minuta ulewy, minuta gradu i tak w kółko. odebrałem płytę, zawiozłem, wróciłem do domu. i tam spędziłem resztę dnia czekając na esemesa, który został wysłany, a nie dotarł... ofiara zawodnej technologii.
sprzątanie gratów, planowanie końcówki tygodnia, a wieczorem 2 telefony. drugi do G. dawno się nie widzieliśmy. potem już tylko the fountain, paczka prażonych ziaren pszenicy z miodem i paczka rodzynek. wszystkiego razem prawie pół kilo. zjadłem, obejrzałem film do połowy i zasnąłem.
obudziłem się jakoś po siódmej, dupsko podniosłem po dziewiątej.
na fubarze eluce, w żołądku pszenica i rodzynki.
dzień dobry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz