czwartek, 22 kwietnia 2010

"nowy rok" dzień sto jedenasty.

mój żołądek prawdopodobnie dziś eksploduje.

ale po kolei.

po pierwsze chwilę po wczorajszej notatce telefon od T z informacją sprowadzającą do gruntu. zderzenie marzeń z rzeczywistością. no ale temat aktualny. potem rozmowa, serial, a potem każdy w swoją stronę.

pogoda w kratkę. bardzo drobną kratkę. minuta słońca, minuta zachmurzenia, minuta deszczu, minuta ulewy, minuta gradu i tak w kółko. odebrałem płytę, zawiozłem, wróciłem do domu. i tam spędziłem resztę dnia czekając na esemesa, który został wysłany, a nie dotarł... ofiara zawodnej technologii.

sprzątanie gratów, planowanie końcówki tygodnia, a wieczorem 2 telefony. drugi do G. dawno się nie widzieliśmy. potem już tylko the fountain, paczka prażonych ziaren pszenicy z miodem i paczka rodzynek. wszystkiego razem prawie pół kilo. zjadłem, obejrzałem film do połowy i zasnąłem.

obudziłem się jakoś po siódmej, dupsko podniosłem po dziewiątej.

na fubarze eluce, w żołądku pszenica i rodzynki.

dzień dobry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz