niedziela, 11 kwietnia 2010

"nowy rok" dzień setny.

wczorajszy, setny poranek, wywołał odczucia identyczne jak te, które towarzyszyły całemu światu 3287 dni wcześniej po wydarzeniach z nowego jorku. wiadomości oglądane jak jakiś film trwający kilka dni.

w kilka godzin po smoleńskim wypadku już dało się o nim przeczytać ze szczegółami w specjalnych wydaniach darmowego metra i gazety wyborczej. pełna informacyjna mobilizacja. cały świat pisze o polskim prezydencie.

jakkolwiek ten człowiek mógł być mi (i w moim przypadku był) obojętny (jak cały świat polityki), tak mogę ze spokojnym sumieniem stwierdzić, że w pełni zgadzam się z tytułem jednego z artykułów na tnv24.pl - "polska miała prezydenta, który ją kochał". tak było, nie można mu nic zarzucić, był patriotą, było to widać nawet niewiele o nim wiedząc, a że w miłości popełnia się błędy, to już zupełnie inna sprawa. podsumowując, tragedia tego samolotu i tych ludzi rusza mnie. nie tylko w wymiarze ludzkim, ale, co dla mnie jest rzeczą nową i niespotykaną wcześniej - również w wymiarze polskości i utożsamienia się z instytucją prezydenta mojego kraju.

także cóż, tak jak byłem ciekaw co się wydarzy w dniu o numerku identyfikacyjnym z dwoma zerami, tak teraz z żalem oglądam czarno białe strony gazet i internetu.

wczoraj bez muzyki, rezygnacja z imprezy. no ale że życie toczy się dalej, a wszelkie najważniejsze informacje i tak dotrą do wszystkich choćbyśmy tego nie chcieli - postanowiliśmy jednak jakoś ten wieczór spędzić w normalny sposób. miało być małe piwko na podwójnej randce, a skończyło się ostatecznie na porannym wyrzucaniu do zsypu siedmiu butelek po białym, półsłodkim fresco. ósmą butelkę dopijam w tej chwili, pisząc już w dniu otwierającym noworoczną drugą setkę.

strach się bać co ona przyniesie. ale jakby przyniosła jeszcze choć raz tak dobry makaron ze szpinakiem na winie jak w nocy, to się nie obrażę :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz