podchodzę i jest krótka gadka - pan na egzamin? - nie wiem, niech pani mi powie, bo mam nie... - niech pan bierze kartkę i pisze. wziąłem, napisałem. nie było to jakieś wielkie żonglowanie wiedzą, szczególnie podawanie przykładów z pamięci, ale coś jednak wyskrobałem. jeśli wyskrobałem na "czy", to kolejny raz bedę mógł krzyknąć UDAŁO SIĘ!
egzamin pisałem może z pół godziny, wyszedłem z sali szczęśliwy, że w ogóle mogłem go pisać i że w ogóle coś mi się przypomniało.
---
klepię tymczasową biedę mając zamrożone w dwóch miejscach pieniądze, więc nie ma co jeść, nie ma co pić. tzn tak mi się wydawało, ale kiedy w nocy zacząłem szukać czegoś na zwilżenie gardła, znalazłem butelkę otrzymaną w prezencie urodzinowym. trafił mi się bowiem najlepszy napój imprezowy, jaki mogłem dostac TYLKO od M - Picolo.
także nawet teraz siedzę i wychylam co chwila bąbelkowy napój bogów z butelki zero-siedemdziesiąt-pięć.
z durnot dzisiejszego dnia pamiętam też doskonale piosenkę, którą usłyszałem rano w radio i potem nuciłem do południa.
żal mi tamtych nooocyyy iii dniii, w ogniu twoich rąąąk nieeeznaaanyyy dzikiii ląd, czyyy wiesz... mooożeee tooo... byyyłaaa miłość...
lowe beata...
i wsio. cały dzień przy kompie rezając z B mediatekę. i tu szczerze przyznam, że projekt mimo oddania dopiero za 2 dni uznaję za jeden z czterech, który w ciągu pięciu lat wykonałem i którym mogę się pochwalić. i się pochwalę. ale w swoim czasie.
a teraz chwila czilu i jutro od rana znów pełne obroty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz