wtorek, 16 lutego 2010

nowy rok dzień czterdziesty siódmy.

aż nie wiem za co się zabrać..

z rzeczy ogólnych. od wczoraj śpię pod kołdrą (od października bez przerwy towarzyszył mi śpiwór i koc!)
kolejne zlecenie pleciugowe.
wciąż nieudane próby wykreowania czegoś ambitniejszego z dziedziny muzyki elektronicznej...

wczoraj (nie wiem dlaczego pominąłem wszelkie fakty tego dnia, ale najwyraźniej do godziny 14 nic ciekawego się nie wydarzyło... już sam nie wiem, ostatnie dni są zbyt intensywne, żeby je w jakiś sposób rozróżniać, ale nie żebym narzekał - to mi całkowicie pasuje)

no więc z rzeczy ciekawszych wczoraj - pod wieczór miał miejsce niesamowity splot przeróżnych okoliczności w krótkim czasie. wyjście na zakupy -> wypchnięcie taksówkarza ze śniegu -> spóźniony na tramwaj -> przejście na następny przystanek -> jedynka tuż przed dwunastką -> spotkanie F -> zakupy wliczając kolejne wiadro -> powrót po litr wódki po smsie -> noł mobajl rispons from G -> kwadrat F -> wcielenie pewnego pomysłu w życie -> rzecz ostatnia. rzecz ostatnia by się nie wydarzyła W OGÓLE gdyby nie te wszystkie poprzednie. ogólnie wyszło tak, że na picie wiadra się spóźniłem bo nie wyszło do końca tak jak planowałem (wyszło lepiej!). dodatkowo zanim jeszcze dotarłem do F miał miejsce równie kluczowy element całego ciągu przyczynowo-skutkowego którego szczególnym bohaterem był żul ;P

u F było całkiem mocno, obalone wiaderko, małe głody (alkoholowe ;P), trochę kłejka po pijaku, potem wizyta N i chwila rozkminy nad urbaną, a potem dość ciekawe rozważania w kuchni przy końcówce piwa, danio i fajkach. było o pijanych rodzicach, pisaniu pamiętników i o innych zupełnie niespokrewnionych ze sobą tematach.

w końcu powrót do domu, łinamp i lulu w oczekiwaniu na wtorek, na okolice godziny 16stej...

no i nastał poranek dzień drugi, czyli dziś.

rano spóźniony na uczelnię uzyskałem jeden z wielu spodziewanych wpis... trudno, standard... niebieskie drzwi po prostu potwierdziły swoją "wyjątkowość", ot co...

potem powrót do domu, sprzątanie, odkurzanie, mycie wora... od odkurzacza oczywiście! i... tu nowość - wprowadzenie w powszechny obieg nowej codzienności, mianowicie ciotka podnosząc rękawicę, którą jej rzuciłem otworzyła wraz ze mną akcję pod tytułem - wspieramy się w codziennych ćwiczeniach. zasada prosta. zeszyt, długopis i rowerek stacjonarny. raz dziennie, zapisując również datę, należy wpisać w zeszycie bez żadnych przekłamań (byłoby to jedynie kłamstwo wobec samego siebie) swoje osiągnięcia wykręcone na rowerku, po czym niezwłocznie wyegzekwować ćwiczenia od drugiej strony umowy. dzięki temu oboje przebyliśmy dziś swoje pierwsze stacjonarne kilometry.

i gdyby się zeszyt zgubił: 16 lutego 2010, czas 15 minut, dystans 6,6km, średnia prędkość 26,4kmph, puls końcowy 160, co oznacza jedno - dawno nie zażywałem sportu...

po tym wszystkim szybki prysznic, ogarnięcie i wyruszam, bo umówieni na 15:00.

i tu po łebkach:
kolejne zakopane auto w drodze na sprzymierzonych, "dzień dobry, wszystkiego najlepszego, nie skalecz się", kierunek lodogryf, uuuuuups! we wtorki o tej porze zamknięty..., park, różanka, public i mnóstwo przesłodkości, kolejna wpadka z czasem, ale zdecydowanie na korzyść, po raz drugi ale skutecznie lodogryf, złamana łodyga, dłuuuuuuugi powrót, historia bordowej (?) lodówki, świeża łodyga, gudbaj, telefon, ostatnie 2 cukierki na chodniku, coś słodszego niż wszystko do tej pory, gudnajt, siju za dwa tygodnie.

i właśnie dobrnąłem do chwili obecnej, gdzie mimo wpierdzielenia przez cały dzień takiej ilości cukru w różnej postaci poczułem głód jakbym nigdy nic nie jadł, stopy prawie już czuję, znów mam internet, muzyka plumka i idę spać.

z jednej strony powinienem zasnąć jak dziecko, z drugiej prawdopodobnie nie zasnę w ogóle.

1 komentarz:

  1. w sumie głupio, że tylko siostra ci to czyta i jest to JEDYNY sposób, żeby się dowiedziec, czy żyjesz, bo dla kogo jak dla kogo, ale dla siosrty nigdy przeciez nie ma czasu. eniłejs do godziny 14 wydarzyło się wiele, ale ciebie nie było, więc nic nie wiesz. a poza tym cały czas miałes jakąś myśl zawieszoną na czole, stąd - NIE OGARNIAŁEŚ. poza tym wszystkim, co mam ci do zarzucenia - mam oranżadki w proszku :D :D matka mówi, że walą mydłem, ale są pozaorbitalnie kwaśne.

    POZA TYM jeśli chodzi o puls, to (zaraz ci obliczę) nie powinienes przekraczać 158 ud/min przy założeniu, że tętno spoczynkowe masz w normie około 70, a zakładam, że masz, bo tak

    buzi dziubuś :*

    OdpowiedzUsuń