poniedziałek, 15 lutego 2010

nowy rok dzień czterdziesty szósty.

ostatnio było przykrótko, więc czas na dłuższe wyjaśnienia. no może nie dłuższe ale bardziej szczegółowe.

ostatnie 5 dni pod banderą desperadosa. można powiedzieć, że chwilowo mieszkałem z B i F, co jak by nie patrzeć skreśla napisane na początku stycznia "w tym roku na pewno się nie wyprowadzę". no ale cóż misja była słuszna. kit tam z urbanistyką. były ważniejsze rzeczy na głowie. mieliśmy suma sumarum cztery wiadra do rozpracowania, a że takie wiadro dziennie to nie jest wielki wyczyn to nazajutrz zaraz po wysuszonym wiadrze impreza była ciągnięta dalej.

i tak na przykład jednym razem zakończyliśmy misję w hormonie, innym razem byliśmy w trakcie wiadra w kinie.

avatar obejrzany po raz trzeci szczerze mówiąc nadal zachwyca, ale da się dostrzec pewne technologiczne niezgodności, już bardziej się patrzy na błędy niż genialną mimo wszystko produkcję - np: poszczególne warstwy 3d - jeśli nie wszystkie to na pewno większość - powinny być wg mnie ostre, bo aż oczy bolą, kiedy wzrok skupiam na latającym ziarenku drzewa dusz, które wyraźnie powinno być najbliżej mnie, ale wzrok wytężam bez końca bo moje oczy próbują wyostrzyć zblurowaną warstwę - trochę nie do końca wg mnie przemyślana metoda. z jednej strony rozumiem ogólną ideę kinematograficzną - kamera skupiona na najważniejszym elemencie kadru zmusza widza do patrzenia w ten najważniejszy punkt, ale z drugiej strony nie po to się robi obraz filmu w 3d, żeby się nie rozejrzeć jeszcze dookoła za tymi wszystkimi szczegółami, które miały bawić oko, a tak na prawdę ledwo to wszystko widać.

po kinie i skończonym wiadrze impreza jednak się nie skończyła, w końcu od czego jest całodobowy monopolowy?

a wczoraj... cóż. miało być kolejne wiadro ale tak się jakoś fakty poukładały, że nie wyszło. rano powstałem z trudnościami, zaspany na rodzinną imprezę. szybka choć wcale niezbyt pospieszna akcja ewakuacyjna przerywana jakimiś mega obłędami. F dzwoni do swojej rodziny, z którą miał się spotkać w choszcznie - youtube - "najdłuższy pociąg na świecie" - halo, cześć mamo, nie zdążyłem na pociąg czekam na następny, który będzie o 13. komedia i cyrk na kółkach



paniczne szukanie "play" gdy filmik się niepostrzeżenie skończył, a na dodatek z tego co mi dobrze wiadomo stukanie w klawiaturę dość dobrze słychać przez telefon więc ogólnie sikałem ze śmiechu ;P

obiad z rodzinką, potem trochę prób z rizonem ale bezskutecznie, aż w końcu odpaliłem łinampa i poszedłem spać. a była jakaś 16:00. z drzemki wybudziłem się koło 19:00 - wyskoczyłem po małe zakupy (inkludink 1L malibu zgodnie z umową z G), szybko do domu, zgadałem się znów z F bo została mi jeszcze jedna butelka i jakoś to tak się dalej potoczyło. Właściwie szybko po wbiciu kodu na iDomofonie (że ja pamiętam takie rzeczy, a durnych dat na historię się nie potrafię nauczyć...) i wejściu na górę dostałem oczekiwanego smsa, więc tylko wydoiłem desperadosa i wyruszyłem planując jakoś składnie i  sympatycznie zakończyć te durne walentynki (święto patrona chorujących na padaczkę - pełny wypas, ten dzień wprost ocieka zajebistością, nieprawdaż?).

i tu się kończy opowieść dla dzieci, więc idźcie kochane dziubaski spać ;P
...
jeny i co z tego że jest przed czternastą?

mam ochotę na cukierka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz