czwartek, 25 lutego 2010

nowy rok dzień pięćdziesiąty szósty.

słoneczko, śnieg topnieje, gówno wyłania się z coraz mniejszych hałd śniegu.

wczorajsza notatka nie wyszła, bo nie ;P nawet o telefonie wczoraj zapomniałem, miłe towarzystwo przebija wszystko co mnie na co dzień otacza, ot co.

na szybko odbębnię część "dziennika" którym ostatnio coraz bardziej staje się ten blog, a potem przejdę do "pamiętnikowej" wersji, ino mam przemyślenia, które chcę sobie zapisać.

rower: wczoraj 7,3, dziś 7,0km więc można powiedzieć, że czymam formem.

zacząłem jeść śniadania.

wciąż brak kontaktu z doktorem pe, ale to dobrze, mam czas do wtorku aby zasiąść do modelu czyde hotelu piast.

po szczerej próbie złapania dr pe i oddaniu indeksu kawa z K i M, potem pleciuga, po pleciudze galaksi, potem wizyta u G, rozkminka nad dyplomem, książnica, empiki i telefon w sprawie pewnego spóźnionego kalendarza.

Ktoś mnie z dnia na dzień coraz bardziej zaskakuje i chyba coraz bardziej wierzę w słowa E... no ale jak się człowiek chował tyle lat na bagnie to ciężko uwierzyć w trwałość suchego gruntu. na szczęście zdolność adaptacji w nieznanych warunkach działa :)

---

nie wiem jakim sposobem ale odkryłem ostatnio, pewnie jadąc tramwajem i słuchając muzyki, pewną subtelną różnicę dwóch teoretycznie zbieżnych określeń.

obowiązkowość kontra poczucie obowiązku.

obowiązkowym jest ten, kto wykonuje powierzone mu czynności skrupulatnie, sukcesywnie, systematycznie, stawiając obowiązek na pierwszym miejscu.

ten kto posiada poczucie obowiązku wcale nie musi być obowiązkowym. obowiązkowość to postawa logiczna, wykonywanie poleceń, niekiedy bezduszne... poczucie obowiązku to element sfery mentalnej, działanie sercem i umysłem w dobrej wierze. poczucie obowiązku to umiejętne posługiwanie się zdolnością wartościowania, które niekiedy zmusza do porzucenia obowiązków na rzecz wyższych celów. wychodzi na to, że właściwie poczucie obowiązku właściwie zaprzecza obowiązkowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz