środa, 18 sierpnia 2010

"nowy rok" dzień dwieście siedemnasty.

piątek.

mam do odtworzenia jakieś dwa tygodnie życia, w których działo się bardzo wiele.

do rzeczy.

w piątek rano pobudka, po równej dobie w Poznaniu znów byłem w pociągu. tym razem kierunek na kutno, gdzie przesiedliśmy się audioriverową paczką w lśniący, osiągający prędkość światła PKS. wychodzi na to, że prędkość światła waha się w okolicach 50km/h...

no ale dojechalimy. wejście na imprezę było dość utrudnione, brak opasek.

no ale po półgodzinnym opóźnieniu w końcu można było wejść na imprezę. wchodziłem jako trzeci przy wejściu od amfiteatru. zaczęło się. znaleźliśmy się z W, nie mieliśmy rezerwacji na TOICAMPie więc rozbiliśmy się, jak sto innych namiotów, na dziko.

małe zakupki, amciu i na 5 minut przed pierwszym występem, gdy wracaliśmy z plaży - MEGA ULEWA.

mokrzy, z mokrymi ręcznikami i wszystkim innym co tylko mieliśmy ze sobą dobiegliśmy do namiotu. chwilkę staliśmy wraz z innymi imprezowiczami pod dużym foliowym daszkiem na wątpliwej konstrukcji z rurek, po czym stwierdziłem, nie dostrzegając końca chmur - IDĘ! spakowałem tylko telefon i portfel do foliowej reklamówki i bez butów pognałem szaleć.

cirkus słaby, na mejn stejdżu pusto, w red tencie jakoś nie widziałem nic ciekawego więc poleciałem najdalej do hajbrid tent'a. i spodobało mi się, zostałem na dłużej, bo były dramy i dabstep. dłuuuugi był to wieczór, długa noc. wszystko skończyło się nad ranem koło szóstej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz