środa, 18 sierpnia 2010

"nowy rok" dzień dwieście dwudziesty pierwszy.

wtorek.

umówiony dwa dni wcześniej wyjazd rekreacyjny nach Kobylanka.

ogółem rzecz biorąc jak zwykle spóźnieni na PKS, ale dojechali.

zawitaliśmy tam tylko na chwilkę, bo zaraz po zapoznaniu się z jednostronnie wąsatym rumcajsem wyruszyliśmy na małe zwiedzanko do stargardu. kościół mariacki dał mi w czachę, kiedy mieliśmy zejść z wieży, istny koszmar wąskich, płytkich schodów i gigantycznych wysokości. biorąc pod uwagę, że szczam ze strachu stojąc w oknie parteru, te "dziesiąt" metrów zrobiły na mnie wystarczająco duże wrażenie, abym na długi czas pamiętał, żeby nie wchodzić w takie miejsca.

po stargardzie marianowo - niesamowita miejscówka. dom chlebowy ciekawy, niekoniecznie typowa agroturystyka, ale wyroby pierwszorzędne. brakowało tylko miejscowego piwa i mógłbym się w tym miejscu zatrzymać na dłużej. jadąc dalej trafiliśmy do równie ciekawego miejsca, którego jednak nazwy nie pamiętam. w każdym razie okołokościelny zespół dobrze mi się teraz kojarzy jako wylęgarnia artystów.

z tego miejsca szybko przez Pęzino i późnym wieczorem znów byliśmy w domu hobbita. po udanej kolacji wsiadka w samochód i do domciu - spać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz