umówiony dwa dni wcześniej wyjazd rekreacyjny nach Kobylanka.
ogółem rzecz biorąc jak zwykle spóźnieni na PKS, ale dojechali.
zawitaliśmy tam tylko na chwilkę, bo zaraz po zapoznaniu się z jednostronnie wąsatym rumcajsem wyruszyliśmy na małe zwiedzanko do stargardu. kościół mariacki dał mi w czachę, kiedy mieliśmy zejść z wieży, istny koszmar wąskich, płytkich schodów i gigantycznych wysokości. biorąc pod uwagę, że szczam ze strachu stojąc w oknie parteru, te "dziesiąt" metrów zrobiły na mnie wystarczająco duże wrażenie, abym na długi czas pamiętał, żeby nie wchodzić w takie miejsca.
po stargardzie marianowo - niesamowita miejscówka. dom chlebowy ciekawy, niekoniecznie typowa agroturystyka, ale wyroby pierwszorzędne. brakowało tylko miejscowego piwa i mógłbym się w tym miejscu zatrzymać na dłużej. jadąc dalej trafiliśmy do równie ciekawego miejsca, którego jednak nazwy nie pamiętam. w każdym razie okołokościelny zespół dobrze mi się teraz kojarzy jako wylęgarnia artystów.
z tego miejsca szybko przez Pęzino i późnym wieczorem znów byliśmy w domu hobbita. po udanej kolacji wsiadka w samochód i do domciu - spać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz