czwartek, 14 października 2010

"nowy rok" dzień dwieście osiemdziesiąty czwarty.

poniedziałek.

ciężka pobudka. na śniadanie gołąbki, herbata, potem krzątanie.

dość późne wyjście z domu. odebrałem buty i poszedłem do roboty zrobić co się da przed wyjazdem. w natłoku emocji i wrażeń nie mogłem nic z siebie wycisnąć. ciężki temat drążył w mojej głowie nieustannie, czułem się obezwładniony.

w braku weny i siły do pracy wyszedłem z biura i poszedłem się pakować. gotowy, wraz z kotem w koszyku poszedłem do znajomych oddać go w opiekę. posiedziałem dłużej w towarzystwie, żeby tego dnia kompletnie nie zwariować. godzinę przed odjazdem pociągu poszliśmy z R na fontanny, gdzie wypiłem szklankę wody, pożegnałem się i nasycony widokiem mojej pięknej Kasi pognałem piechotą na dworzec.

wsiedliśmy w pociąg i niewiele gadając położyliśmy się spać. kierunek Kraków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz