czwartek, 27 maja 2010

"nowy rok" dzień sto czterdziesty siódmy.

znów trochę opóźnienia, ale jakoś tak to wyszło.

w skrócie zatem:

dnia 144 tego roku dokonałem czegoś ponadczasowego jak dla mnie. zrobiłem pierwsze w życiu naleśniki. pierwszy - jakże nieudany został wysmażony około 15:00 czasu letniego, środkowoeuropejskiego, kolejne były już całkiem ok, choć żeby nie było wstydu szybko je zjadałem. kiedy już zaczęły się udawać, z dumą odkładałem je na talerz, aby nakarmić K gdy tylko wróci zza szczecina. i nie dość, że naleśnikowe ciasto wyszło całkiem spoko, udało mi się zupełnie niekontrolowanie zrobić własne, autorskie nadzienie!

mam zatem za sobą prawdziwe kuchenne zamieszanie, magiczne zamienianie jajek, mleka i mąki w coś zupełnie innego.

poza tym, wiedziony naleśnikowym zwycięstwem zdołałem zrobić całkiem duży krok naprzód ze swoja pracą dyplomową, co oznacza ni mniej ni więcej jak to, że w końcu zaczynam się tym tematem jarać. i to na poważnie. w końcu czuć, że jest jakiś konkret, pomysł, który chce mi się bronić.

pomijam fakt, że jak zwykle pomysł wpadł przypadkiem, idąc po ulicy, no ale taki urok projektowania niestety.

zatem 144 całkiem udany, co więcej zdobyłem kolejny przefajny kontakt, którym podzielę się nieco później.

145 to był dzień imprezy, mnóstwo załatwiania, o którym nie ma co wspominać, bo to jedno wielkie zamieszanie. gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi czynnościami seminarium i korekta dyplomu u B, co by przed rozmową z promotorem zaopatrzyć się w niezależną opinię.

wieczór z imprezą. wszystko nie tak. technicznie wielka dupa, nie mówiąc o jakichś kwasach pod koniec...

no ale nic straconego, 146 jakoś tam sobie elegancko upłynął pod tytułem "dzień matki", ale nie zabrakło także dyplomu i hormona na koniec dnia.

a dziś. cóż. 2 dni temu dostałem mega ofertę w sprawie komputera, toteż dziś powinno to dojść do skutku. z laptopem oficjalnie się żegnam. złom więcej niestety nie podziała. a miał robić ze mną dyplom...

1 komentarz: